niedziela, 17 września 2017

My - Rozdział XV

                Eryk był sam. Stał pośrodku białej przestrzeni niczym w pokoju bez wyjścia. Wokoło nikogo. Ani żywej duszy, ani choćby martwej. Żaden dźwięk nie docierał do jego uszu. Nie słyszał też nic wewnątrz siebie. Więc to koniec? Zostanie tu na zawsze? Sam? Zdany tylko na siebie, chociaż i tak to nie będzie robiło różnicy. Bo co może się stać tam, gdzie nie ma nic?
                Usiadł. To, co imitowało tu podłogę było niewyczuwalne. Zupełnie jakby unosił się w powietrzu, nie mogąc opaść. A może po prostu nic nie czuł? Może wszystkie jego zmysły stały się bezużyteczne w tej przestrzeni? Może jednak…
                Wrzynającą się w uczy ciszę przerwał odgłos stóp. Ludzkich stóp. Wszystko. zaczynając od widnokręgu kończąc na tym, co mógł dotknąć zaczęło wydawać się dziwnie znajome. Biel zmieniła się w czerń, ciemniejszą niż jego włosy. Nienamacalne podłoże stało się twarde jak kamień. Zdawało się wciągać do środka wszystko, dając Erykowi uczucie, że waży o wiele więcej niż powinien.
                W potoku echa nadbiegającego wokół można było stracić zmysły. Eryk złapał się za głowę mocno zaciskając powieki. Mimo zamkniętych oczy widział dokładnie. Idzie on. Sam. Drugi Eryk. On. Sam. Czy to dziwne?
                Wyrzucił nosem powietrze, które miał w płucach. Podniósł głowę, jednocześnie otwierając oczy. Był gotowy. Widział na własne oczy wyobrażenia tego, co wyobraziły jego myśli. Był tego pewien. Bardziej niż pewien. Widział siebie. Reszta była udawanym obrazem.
 - Czego chcesz? – Krzyknął w jego kierunku, tak jakby dzieliła ich znacząca odległość. – Czego ty chcesz?!? – Zachwiał się na nogach. Niemal opadł na kolana. Jego oczy zaczęły nabierać wilgoci, powoli, by w końcu pojawiła się pierwsza łza.
Jego głowę przewiercała jedna myśl. Czy najgorsze, co może przyjść właśnie przyszło? Wytrzymywał wszystko do tej pory. Jednak to już za wiele. Dopiero teraz dotarło do niego, że jego najgorszym wcieleniem jest tak naprawdę on sam…
                Czyli… Ech... Za dużo tych bzdur. Jeśli ma zginąć to na pewno nie zginie sam. Momentalnie ruszył z miejsca. W oczach miał tylko jedną wizję – śmierć. Jeśli prawdą jest, co mówią o wielojaźni, zginą oboje. Z każdą sekundą pokonywał coraz większe odległości, żeby pół sekundy przed uderzeniem zastygnąć.
 - Myślisz, że to jest takie proste? – Spytała postać. – Zabić mnie? Jeszcze gołymi rękami? – Wyraźnie z niego zadrwił.
Znowu będzie słuchał tych bredni. Cholera. Czy nie może po prostu zrobić jakiegoś abrakadabra i ukrócić mu tego?
 - Zostaliśmy tylko we dwoje, wiesz? – Spytał spokojnie, nie zważając na najbardziej wściekłe spojrzenie Eryka, jakie pojawiło się kiedykolwiek w jego oczach. – Ale wiesz sam, że przeżyć może tylko… jeden.
 - I na pewno nie będziesz to ty! – Krzyknął Eryk, próbując wyrwać się z uścisku tego czegoś, co nie pozwalało mu się ruszyć.
 - Fakt – zaśmiał się lekko. – Ale ty również. To ja tak naprawdę mam tu władzę. To ja ustalam, kiedy reszta będzie miała prawo być wykończona przez ciebie.
                W odpowiedzi złość Eryka stawała się coraz większa. Nie mówił już nic. Nie ma sensu. Zatracił się w gniewie. Był o wiele lepszy niż strach. Jego odbicie za to było zbyt opanowane. A może to jest droga do wyrwania się z tego całego gówna? Zacisnął powieki. Przynajmniej tyle mógł w tej chwili. Udawać, że jest gdzieś indziej. Tymczasem postać kontynuowała:
 - Jestem Tobą. A Ty – celowo na chwilę zachwiał głos - Ty jesteś mną. Zrozum Eryk, my tu rządzimy. Razem możemy wszystko. Reszta nas tylko obciąża. Jednak to, czy zginą zależy tylko od ciebie. Jedno słowo. Tylko jedno, a znikną wszyscy. Malizeth, Rabican, Anugis… Mary – przerwał. Eryk otworzył oczy, żeby zobaczyć, co jest powodem takiego zawahania. Usłyszał u niego emocje, które musiały widocznie wypłynąć na powierzchnię. W jego oczach nie widział już tego samego opanowania. Czyżby nutka strachu? Tęsknoty?
 - Pisząc przeszłość nie zbudujemy przyszłości… - Zaczął mówić, mając w myślach ułożoną dłuższą wypowiedź. Odzyskał swobodę ruchu. Tak. To jego chwila. Wie to. Nie czekając na rozwój wypadków rzucił się w stronę, gdzie stał. Jednak jego nie było… Został sam. Znowu...

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Skomentuj, jeśli chcesz coś napisać. To nie gryzie

© Halucynowaa | WS | X X X