niedziela, 17 września 2017

My - Rozdział XIV

 - Co się znowu dzieje? – pomyślał Eryk.
Znowu wszystko się zaczęło zmieniać. Ciemność powoli zaczęła ustępować miejsca z lekka niebiańskiej jasności. Powietrze zaczęły delikatnie przecinać różnokształtne kryształki, opuszczając się niczym pająk na swojej nici. Mimo lekkiego chłodu, jaki przyszedł z tą zmianą Eryk cieszył się, że tak to wygląda. Było to przyjemne otoczenie, odmienne od tego, jakie widział przez najbliższy czas.
 - Zaczniemy grę? – Coś jakby zaśmiało się gdzieś obok.
 - Tak – lekki głos odpowiedział niemal w tym samym miejscu.
Nie zwrócił na tą sytuację uwagi. Jakby to, co niosły te słowa było gdzieś w oddali, starając się odciągnąć horyzont jak najdalej. Jego uwagę przykuwało coś innego. Znów ona. Tym razem stała niemal na wyciągnięcie ręki od niego. Była jeszcze piękniejsza niż wcześniej. I ten błękit w oczach. Nie potrafił porównać go do niczego, co znał. Był taki… inny. Piękniejszy niż wszystkie inne.
            Nie mógł odciągnąć od niego wzroku. Nie chciał. Widział bezpieczeństwo. Tak, jakby wszystkie płomyki nadziei były zamknięte w jej spojrzeniu. Tak jakby było ono częścią jego samego. Tak, jakby widział w nich to, czego szukał od zawsze.
 - To naprawdę ty? – spytał niemal szeptem.
Serce zdawało się uderzać z coraz większą siłą. Z każdym, najmniejszym ułamkiem sekundy był pewien. To na pewno ona. Niepodważalnie. Jessica.
 - Skąd się tu wzięłaś? – zadał po chwili drugie pytanie, odrzucając uczucia na drugi plan.
Przecież miał być tu sam. Nie. Nie sam. Mieli być sami. On i jego chore wyobrażenia. Czyli musi być kolejnym z nich. Jest wyobrażeniem, które zna na pamięć. Jest wyobrażeniem, które istnieje naprawdę.
            Jego myśli w jednej chwili stały się bałaganem. Dopiero teraz odczuł prawdziwe zmęczenie. Ona jest tu - tam gdzie ponoć tylko on ma dostęp. A jednocześnie jest tam, gdzie każdy może ją dostrzec… Mimo to tu jest tylko dla niego. Nikt jej tu nie zna…
            Była taka piękna. Jak nigdy. Jak zawsze… W jego oku zakręciła się łza. Zdziwił się. Potrafi jeszcze płakać. Chyba…
 - Mogę cię dotknąć? – spytał, wyciągając ku niej rękę.
Odsunęła się. W jej oczach zobaczył strach. Nie objawiał się w łzach, ani ściśniętych powiekach. Po prostu tam był. Tak jakby ktoś schował tam wszystkie najciemniejsze obrazy, jakie można sobie wyobrazić. Mimo to pozostał w nich ten sam błękit. Z rezygnacją opuścił rękę.
 - Czemu? – spytał.
Tak bardzo pragnął tego dotyku. Bolała go ta odmowa. Tak jakby w jego serce został wbity sztylet z mieszaniną najbardziej żrących trucizn. Stał jak wryty. To tak wiele? Jedno muśnięcie – to jedno, krótka chwila, która miałaby go uczynić szczęśliwym do końca życia… O ile jeszcze żyje.
            Po chwili zrobiła krok do przodu, wracając na swoje poprzednie miejsce. Zdawała się pilnować swojego położenia, niczym figura stojąca na piedestale, mimo, że odchodzi z niego, gdy tylko ktoś chce jej dotknąć. I znów ten błękit. Znów bez strachu mącącego jego odcień. Znów ten prawdziwy przejaw wielkości zamknięty w tak niewielkiej przestrzeni.
            Tak bardzo pragnął jej dotknąć. Nie wiedział czemu. W sumie było mu to obojętne. Chciał tylko poczuć ciepło jej ciała. Dla tej krótkiej chwili był gotów pozostać w tym miejscu. Choćby na zawsze.
            Niech się dzieje, co chce. Ponownie podjął próbę. Tym razem wolniej. Podnosił rękę niemal w żółwim tempie, Wyciągnął ją ku niej, zatrzymując na chwilę. Nie protestowała. Czyżby mógł? Czy w końcu dostał tą szansę? Chyba tak. Nadal stała w miejscu.
            O tak. Jeszcze tylko centymetr. Jeszcze pół. Jeszcze ułamek sekundy dzielił go od szczęścia. Pozornego szczęścia. Gdy tylko zdawało mu się, że właśnie ją dotknął – nie czuł nic. Jego zmysły nie reagowały, żaden z bodźców nie rwał się do tego, by być odczuwalnym. Na Jessice z kolei zaczęły powstawać fale. Delikatne, niczym na wodzie, po której ktoś sunie palcami.
            Nie było jej tu. Była tylko złudzeniem, które miało go uszczęśliwić swoją obecnością.
 - Przepraszam. Nie chciałam, żebyś się dowiedział w ten sposób. – Rzuciła w jego stronę, zanim rozpłynęła się w powietrzu. Eryk był sam.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Skomentuj, jeśli chcesz coś napisać. To nie gryzie

© Halucynowaa | WS | X X X