środa, 29 czerwca 2016

Sama - Rozdział V, "Winda"



    Drzwi się zamknęły, a ona wciąż miała wrażenie, że zna tego człowieka. Spojrzał na nią, najwyraźniej speszony faktem, że jest obserwowany. Momentalnie odwróciła wzrok. To był on! Przypomniał jej się moment, gdy mogła przez drzwi spojrzeć w jego oczy. Ten strach powrócił. Z kącika oka popłynęła jej łza. Łza, w której zawarte było 99% strachu, a resztę stanowiła sama woda.
- Nic ci nie jest? – spytał głosem tak wrażliwym, że strach zaczął ustępować  miejsca bezpieczeństwu, choć tylko na krótką chwilę.
- Nic… To tylko coś wpadła mi do oka. – Skłamała nieudolnie, myśląc: – Skąd w tobie taka czułość, skurwielu?”
    Nie mówiąc nic, przytulił ją. Stała przez chwilę wręcz przyklejona do ciemnego garnituru pachnącego przyjemnym, lecz męskim zapachem. Odepchnęła go. Serce straciło rytm, uderzając nieregularnie. W oczach jakby skończyły się krople, wyrzucając na zewnątrz jedynie przerażenie.
- Przepraszam jeśli… ekm… - Zaczął się jąkać. – Nie wiedziałem, że tak zareagujesz.
    Chciała mu wykrzyczeć w twarz, jakim jest skurwielem. Chciała wytknąć mu, jaką szumowiną jest, zabijając jedyną ważną dla niej osobę i zachowywać się, jakby nic się nie stało. Chciała, jednak przerażenie nie pozwalało jej na to.
- Nic się nie stało – tylko tyle potrafiła odpowiedzieć

---

    Między piętnastym, a szesnastym piętrem windą zatrzęsło, po niecałej sekundzie znowu. Za trzecim razem winda zatrzymała się i nic nie wskazywało na to, żeby mogła ruszyć dalej.
    Do strachu w oczach Mary dołączyła dezorientacja. Odrzucała głowę w każdą stronę, mając już przed oczami jak łysol wysyła ją w odwiedziny do Jessiki. Widziała w myślach, jak ją zabija, bez emocji i bez jakichkolwiek wyrzutów. Poczuła na plecach, jak spływają po nich krople zimnego potu. Całe jej ciało przeszły ciarki. Poczuła jak jej głowa staje się zimna, a po chwili gorąca jakby chciała sprawdzić, przy jakiej temperaturze może wybuchnąć.
- Nie możesz przebywać w ciasnych pomieszczeniach? – spytał. – Jesteś strasznie blada.
W odpowiedzi szybko kiwnęła głową nie zamykając oczu. Czuła jak bijące serce wysyła do jej tętnic ciśnienie, które można było niemal usłyszeć.
- Usiądź. Zrobi ci się lepiej. – Z tą samą troską w głosie podał jej rozwiązanie problemu
Nie odpowiedziała, siadając w taki sposób, że niemal padła na jedną ze ścian windy. On, upewniając się, że siedzi zrobił to samo.
- W ogóle jak ci na imię? – zadał pytanie, chcąc odwrócić jej uwagę od sytuacji w jakiej się znajdują.
- Mary – odpowiedziała, dusząc w sobie emocje.
- To ty byłaś przyjaciółką Jessiki? Szkoda jej. Wielka szkoda… - jak gdyby nigdy nic ciągnął rozmowę dalej
    Nic nie mówiąc zaczęła grzebać w torebce. Po chwili wyciągnęła z niej pióro, niemal rzucając je obok siebie. On jakby czekając na odpowiedź patrzył na nią z troską, której nie mógł udawać. Niczym brat, który czuwa nad bezpieczeństwem siostry. Nie było w nim ani krzty człowieka, który mógłby zabić. Choć wiedziała, że udaje, nie umiałaby tego udowodnić. Nie było w jego oczach nienawiści. Mogła w nich dostrzec niemal to samo, co mogła zobaczyć w oczach Mark’a – nieudawaną troskę i ciepło, którego w żaden sposób nie mogła opisać.
- Nie przedstawiłem się… - powiedział karcąc się za brak wychowania. – Jestem Eryk.
    Znowu nie odpowiedziała, skazując ich na kolejną chwilę, w której najbardziej słyszalnym dźwiękiem była cisza.    W pewnym momencie do jej uszu dobiegły dźwięki, których nie mogła zapomnieć od feralnej nocy. Długie, co chwilę zmieniające wysokość – takie same, jakie utkwiły w jej pamięci. Położyła rękę na piórze, mocno je ściskając w dłoni.
- Przepraszam – powiedział, spoglądając na jej dłoń – Okropny nawyk. Kiedyś mama gwizdała w ten sposób… Boże, świeć nad jej duszą – powiedział czyniąc Znak Krzyża.
    Chwilę siedzieli w milczeniu. Chwila ta zmieniła się w kilka minut, aż winda szarpnęła, powoli ruszając w dół. Chwyciła pióro w dłoń i powoli wstała. Po chwili schyliła się, by podnieść torebkę, która została na podłodze. Jeszcze tylko kilka pięter i będzie mogła bezpiecznie wyjść z windy, nie bojąc się o własne życie. Ostrożnie włożyła dłoń do torby, szukając teczki, kiedy nagle zadzwonił telefon. Lekka mgła otoczyła jej oczy, Nie zdążyła nic zrobić. Ledwie podniosła wzrok, gdy zobaczyła jak on rusza w jej stronę niemal wyskakując z pozycji siedzącej. W ułamku sekundy zobaczyła martwą Jess, siebie w kałuży krwi leżącą w windzie i ten jego wzrok, pełen satysfakcji i bez odrobiny wyrzutu.
     Wola przeżycia okazała się silniejsza niż uczucia, czy to co mówi rozum. Nim zdążył ją dotknąć wbiła mu ostrze pióra w szyję. Zaczął powoli tracić krew, która znikała po zetknięciu się z czernią garnituru. Szarpnęła ręką, wyciągając pióro, lecz tylko na moment. Kolejne ciosy trafiły w jego szyję. Jedno z nich musiało trafić w tętnicę, zmuszając go do odruchowego złapania się w miejsce nadmiernego wycieku krwi. Ona traciła powoli ostrość widzenia, patrząc jak oprawca stał się jej ofiarą. Upadła na ziemię, a jedynym dźwiękiem jaki brzmiał w jej głowie był gwizd, jaki wydawał z siebie łysol. Przez chwilę zdawało jej się, że słyszała głos Mark’a, wołający o pomoc…

---
 

    Gdy otworzyła oczy leżała w windzie, a wokół niej zgromadzeni byli niemal wszyscy znajdujący się na parterze. Cała podłoga była zalana krwią. Lecz coś tu nie gra… To nie łysol leżał na podłodze, tylko ten, który był dla niej teraz tak ważny. Naprzeciw niej leżało martwe ciało Mark’a…

czwartek, 23 czerwca 2016

Sama - Rozdział IV, "Czekając"



    Z pracy wychodziła punktualnie jak zwykle. Nie zdobywała może tym punktów u szefa, jednak nadgodziny to ostatnie na co miała ochotę. Dziś pierwszy dzień. Pierwszy, choć może i ostatni, kiedy ani przez chwilę nie myślała o zmarłej przyjaciółce. Czemu? Nieważne. Najważniejsze, że teraz była spokojna. Jeszcze tylko kilka papierków do wypełnienia… Nie zauważyła ich wcześniej, musiała przeoczyć. Schowała wszystko do teczki, wkładając pióro do specjalnie tam zarezerwowanego miejsca. Dokończy to w domu.
    Zabrała z wieszaka swój płaszcz, jednocześnie włączając dźwięk w telefonie i czytając smsy. Ze swojego pokoju pracy wychodziła przepychając drzwi plecami. Narzuta przewieszona na jej ręce i torebka nie ułatwiały jej przejścia, mimo to wszystko poszło bezproblemowo. „Wiem kim jesteś i co dzieje się w twojej głowie” - głosił nagłówek jedynej wiadomości. Mimo, że to jedynie spam wysyłany, by pseudo wyrocznie mogły znaleźć idiotów, który wierzą w ich tajemne moce coś ją przerażało. Tak jakby było to wysłane z myślą o niej. Schowała telefon do torebki i ruszyła w stronę windy. Rozglądając się po widocznych stanowiskach doszła do wniosku, że nie tylko dziś kończy o tej, o której powinna. Wcisnęła przycisk przywołujący windę oczekując, aż ta łaskawie wgramoli się na niemal ostatnie piętro wieżowca. Stała kilka minut, nadal nie słysząc, charakterystycznego dźwięku.
Nagle ktoś puknął ją w ramię. Podskoczyła. W jej głowie zaczęły co chwila zmieniać się obrazy. Martwa Jessica, łysol nad jej ciałem, jego spojrzenie i najstraszliwsze wizje, jakie mogła w ciągu tego ułamka sekundy wytworzyć jej wyobraźnia. Szybkim ruchem głowy spojrzała do tyłu. Jej twarz przystroiła ulga, a lekkie wyplucie powietrza tylko potwierdziło ten stan.
- Cześć Mark, wystraszyłeś mnie – stwierdziła zgodnie z prawdą, wciąż nie do końca potrafiąc wyrównać oddech
- No cześć – powiedział z lekkim uśmiechem – aż taki straszny jestem?
Żartując poprawił jej włosy z czoła, które osunęły się tam w chwili okazania przez niego swojej obecności. Myśli z jej głowy zniknęły. Spojrzała w jego oczy. Widziała w nich bezpieczeństwo, jakiego nie zaznała od lat. Jego dotyk na jej włosach, kilkudniowy zarost na twarzy i wzrok z jakim na nią patrzył… Coś w niej pękło. Nie zauważała go do tej pory, w każdym razie nie od tej strony. Wydał jej się inny niż wszyscy.
- Dzięki – wydusiła z siebie, lekko się czerwieniąc i uśmiechając wstydliwie, nie odrywając wzroku od jego oczu
Błękit otaczał czarną otchłań, której głębię czuła w sercu. Im głębiej patrzyła, tym więcej w niej widziała. Jakby znała go od zawsze, a jednak właśnie poznawała na nowo. Minęła chwila, może dwie. Stali wpatrzeni w siebie, niczym astronom podziwiający nowo poznany gwiazdozbiór. A może poznali te gwiazdozbiory? Nie wytrzymała. Rzuciła się w jego ramiona, nie przejmując się, co sobie pomyśli ani co zrobi. Tak bardzo tego potrzebowała. Tej czułości. Przez te wszystkie lata potrzebowała tylko bliskości i ciepła drugiej osoby. Chciała czuć, jak dwa serca niemal się stykając odpowiadają sobie echem, by po chwili bić tym samym rytmem.
    Wszystko w jednym momencie się zmieniło. Woda nie szukała ujścia w oczach, a ona nie bała się przeszłości. Wszystko, co czuła było teraz. Teraz był on, błękit jego oczu i to uczucie, które wszystko zamieniało w nieziemskie szczęście.

---

    Nieodłączny uścisk sprawił, że po chwili dopiero zauważyli stojącą już dłuższy czas na ich piętrze windę. Weszli do środka, trzymając się za ręce. Nie mówili nic. Słowa były zbędne. Żadne z istniejących nie potrafiło oddać tego, co czuła. Euforia to za mało. Radość to przy tym nic. Bezpieczeństwo również było dalekie. Szczęście… to niemal to. Temu słowu najbliżej było do opisania tego ciepła wewnątrz Mary.
    Znowu się  w niego wtuliła. Pokochała to uczucie. On nie protestował. Niewiele mógł zrobić. Odepchnąć ją? Nie wypadało, a nawet gdyby, to przywarła do niego na tyle mocno, że byłoby to nieosiągalne. Drzwi windy zamknęły się, by jedność, jaką tworzyli oboje mogła rozpocząć swoją podróż ku parterowi.
    Minęli pierwsze piętro… potem drugie. Kolejne zmieniały się co kilka sekund, tak długich, niemal niekończących się w uścisku, który sprawiał, że czas był inny. Sekundy były godzinami… godziny latami, a lata były wiecznością. Tworzyli własny świat, niedostępny dla nikogo. Dotykała go… Smakowała… Słyszała każde uderzenie serce, które biło wspólnie z jej. Czuła, że właśnie zaczęło się jej życie, bojąc się wyzwolić z uścisku, jakby bez niego miało się skończyć…
    Nagle winda zwolniła. Lekkie szarpnięcie spowodowało zatrzymanie się windy. Przestała czuć jego ręce na ciele. Nie wiedząc czemu też wypuściła go z objęcia. Drzwi się znowu otworzyły. Wyszedł z ciasnego pomieszczenia. Dwudzieste pierwsze piętro stało się miejscem ich pierwszego rozstania. W jego miejsce pojawił się ktoś inny, nowy pracownik firmy zapewne skończył swoją pracę. Nie widziała go tu wcześniej.
    Jednak zaraz… On kogoś jej przypomina…

środa, 22 czerwca 2016

Sama - Rozdział III, "Ochłoń"



    Siedziała przed komputerem. Po zdjęciu i rozmowie nie było śladu. Czy to był sen? Nie. Czy to była jawa? Też nie mogła tego potwierdzić. To coś pomiędzy. Minęła chwila.
    „Znów sobie to robisz?” – Ogarnęło ją przeczucie, że już widziała tą wiadomość.  – „Znów oglądasz jej profil?”
    „Nie… Już nie” – odpisała. – „Co u ciebie?”
    „Jak zwykle… Zresztą… Nieważne. Mną się nie przejmuj. Wolałbym wiedzieć, co u Ciebie.”
    „A co mogę powiedzieć? Jej już nie ma… Trzeci rok. Pierdolony, trzeci rok, a ja jak idiotka ciągle rozpamiętuję tą przyjaźń!!! To chciałeś usłyszeć?” – Wyrzut zmieszany ze złością naprowadzał nowe łzy do oczu. Nie wiedziała, czemu tak napisała. Obwiniała siebie i innych o wszystko. Tak naprawdę nie wiedziała, co nią teraz kierowało. – „Zresztą idę już spać. Dobranoc.”
Zielona lampka jej statusu w tym momencie zgasła na pasku czatu jej znajomych. Odrzuciła głowę do tyłu. Z jej pamięci powoli znikała rozmowa z Jessicą. Nie to, że chciała zapomnieć. Nic z tych rzeczy. Zanikała, tak jak woda, która wsiąka w gąbkę. Przed oczami miała nadal wyrazy „czemu to zrobiłaś?”. Nie wiedziała co zrobić. Mimo, że coś mówiło jej „nie przejmuj się tyle, idź spać” powieki nie stawały się cięższe. Tak samo jej myśli nie były senne. Mimo monotonii nie stawała się coraz bardziej zmęczona.
    Północ – powiedziała sama do siebie, jakby oczekiwała, że ktoś odpowie. Nie usłyszała nawet echa. Głucha cisza była jedynym dźwiękiem. Niesłyszalnym, a jednak w uszach Mary sprawiała uczucie lekkiego piszczenia. Nie przeszkadzało, ani nie dawało jej się we znaki. Było obojętne, jak obojętne było jej życie.

-x-x-x-x-x-

- Płaczesz? – Głos w głowie odbił się lekkim echem. – Czemu? Ach tak… Jessica. Jak zwykle. Czemu nie zaczniesz żyć? Przecież jesteś martwa. Ona nie wróci, ale jednak ty możesz. Przecież jeszcze nie odeszłaś. Jesteś tu. Możesz żyć. Możesz naprawdę wiele. Więc czemu siedzisz w ukryciu? Ciemność przynosi tylko ciemne myśli. A przecież ty chcesz mieć jasny umysł? Czemu nie pójdziesz spać? Sen najlepiej pomaga… Aaa… Kotki dwa… - kołysanka z czasów dzieciństwa brzmiała w jej głowie wśród lekkiej melodyjki granej na dzwonkach.
Przypomniała sobie, jak kiedyś jej mama siedząc przy wózku lekko kołysała go, sprawiając że Mary natychmiast stawała się senna. Jednak skąd pamiętała to wspomnienie? Przecież minęło już wiele lat… Prawie tyle samo, ile żyje. Mimo to widziała przed sobą swój pokój, oczy matki, tą miłość gdzieś w nich ukrytą… Tam gdzieś głęboko…
    Ziewnęła. Wspomnienie stało się niemal tym samym, co rzeczywistość. Nie umiała odróżnić tych dwóch płaszczyzn. Poczuła, że powieki same zaczęły opadać. Dzwonki grając coraz delikatniej dawały jej poczucie bezpieczeństwa. 
    Zasnęła. Pierwszy raz od wielu miesięcy, nie martwiąc się niczym.



© Halucynowaa | WS | X X X