czwartek, 23 czerwca 2016

Sama - Rozdział IV, "Czekając"



    Z pracy wychodziła punktualnie jak zwykle. Nie zdobywała może tym punktów u szefa, jednak nadgodziny to ostatnie na co miała ochotę. Dziś pierwszy dzień. Pierwszy, choć może i ostatni, kiedy ani przez chwilę nie myślała o zmarłej przyjaciółce. Czemu? Nieważne. Najważniejsze, że teraz była spokojna. Jeszcze tylko kilka papierków do wypełnienia… Nie zauważyła ich wcześniej, musiała przeoczyć. Schowała wszystko do teczki, wkładając pióro do specjalnie tam zarezerwowanego miejsca. Dokończy to w domu.
    Zabrała z wieszaka swój płaszcz, jednocześnie włączając dźwięk w telefonie i czytając smsy. Ze swojego pokoju pracy wychodziła przepychając drzwi plecami. Narzuta przewieszona na jej ręce i torebka nie ułatwiały jej przejścia, mimo to wszystko poszło bezproblemowo. „Wiem kim jesteś i co dzieje się w twojej głowie” - głosił nagłówek jedynej wiadomości. Mimo, że to jedynie spam wysyłany, by pseudo wyrocznie mogły znaleźć idiotów, który wierzą w ich tajemne moce coś ją przerażało. Tak jakby było to wysłane z myślą o niej. Schowała telefon do torebki i ruszyła w stronę windy. Rozglądając się po widocznych stanowiskach doszła do wniosku, że nie tylko dziś kończy o tej, o której powinna. Wcisnęła przycisk przywołujący windę oczekując, aż ta łaskawie wgramoli się na niemal ostatnie piętro wieżowca. Stała kilka minut, nadal nie słysząc, charakterystycznego dźwięku.
Nagle ktoś puknął ją w ramię. Podskoczyła. W jej głowie zaczęły co chwila zmieniać się obrazy. Martwa Jessica, łysol nad jej ciałem, jego spojrzenie i najstraszliwsze wizje, jakie mogła w ciągu tego ułamka sekundy wytworzyć jej wyobraźnia. Szybkim ruchem głowy spojrzała do tyłu. Jej twarz przystroiła ulga, a lekkie wyplucie powietrza tylko potwierdziło ten stan.
- Cześć Mark, wystraszyłeś mnie – stwierdziła zgodnie z prawdą, wciąż nie do końca potrafiąc wyrównać oddech
- No cześć – powiedział z lekkim uśmiechem – aż taki straszny jestem?
Żartując poprawił jej włosy z czoła, które osunęły się tam w chwili okazania przez niego swojej obecności. Myśli z jej głowy zniknęły. Spojrzała w jego oczy. Widziała w nich bezpieczeństwo, jakiego nie zaznała od lat. Jego dotyk na jej włosach, kilkudniowy zarost na twarzy i wzrok z jakim na nią patrzył… Coś w niej pękło. Nie zauważała go do tej pory, w każdym razie nie od tej strony. Wydał jej się inny niż wszyscy.
- Dzięki – wydusiła z siebie, lekko się czerwieniąc i uśmiechając wstydliwie, nie odrywając wzroku od jego oczu
Błękit otaczał czarną otchłań, której głębię czuła w sercu. Im głębiej patrzyła, tym więcej w niej widziała. Jakby znała go od zawsze, a jednak właśnie poznawała na nowo. Minęła chwila, może dwie. Stali wpatrzeni w siebie, niczym astronom podziwiający nowo poznany gwiazdozbiór. A może poznali te gwiazdozbiory? Nie wytrzymała. Rzuciła się w jego ramiona, nie przejmując się, co sobie pomyśli ani co zrobi. Tak bardzo tego potrzebowała. Tej czułości. Przez te wszystkie lata potrzebowała tylko bliskości i ciepła drugiej osoby. Chciała czuć, jak dwa serca niemal się stykając odpowiadają sobie echem, by po chwili bić tym samym rytmem.
    Wszystko w jednym momencie się zmieniło. Woda nie szukała ujścia w oczach, a ona nie bała się przeszłości. Wszystko, co czuła było teraz. Teraz był on, błękit jego oczu i to uczucie, które wszystko zamieniało w nieziemskie szczęście.

---

    Nieodłączny uścisk sprawił, że po chwili dopiero zauważyli stojącą już dłuższy czas na ich piętrze windę. Weszli do środka, trzymając się za ręce. Nie mówili nic. Słowa były zbędne. Żadne z istniejących nie potrafiło oddać tego, co czuła. Euforia to za mało. Radość to przy tym nic. Bezpieczeństwo również było dalekie. Szczęście… to niemal to. Temu słowu najbliżej było do opisania tego ciepła wewnątrz Mary.
    Znowu się  w niego wtuliła. Pokochała to uczucie. On nie protestował. Niewiele mógł zrobić. Odepchnąć ją? Nie wypadało, a nawet gdyby, to przywarła do niego na tyle mocno, że byłoby to nieosiągalne. Drzwi windy zamknęły się, by jedność, jaką tworzyli oboje mogła rozpocząć swoją podróż ku parterowi.
    Minęli pierwsze piętro… potem drugie. Kolejne zmieniały się co kilka sekund, tak długich, niemal niekończących się w uścisku, który sprawiał, że czas był inny. Sekundy były godzinami… godziny latami, a lata były wiecznością. Tworzyli własny świat, niedostępny dla nikogo. Dotykała go… Smakowała… Słyszała każde uderzenie serce, które biło wspólnie z jej. Czuła, że właśnie zaczęło się jej życie, bojąc się wyzwolić z uścisku, jakby bez niego miało się skończyć…
    Nagle winda zwolniła. Lekkie szarpnięcie spowodowało zatrzymanie się windy. Przestała czuć jego ręce na ciele. Nie wiedząc czemu też wypuściła go z objęcia. Drzwi się znowu otworzyły. Wyszedł z ciasnego pomieszczenia. Dwudzieste pierwsze piętro stało się miejscem ich pierwszego rozstania. W jego miejsce pojawił się ktoś inny, nowy pracownik firmy zapewne skończył swoją pracę. Nie widziała go tu wcześniej.
    Jednak zaraz… On kogoś jej przypomina…

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Skomentuj, jeśli chcesz coś napisać. To nie gryzie

© Halucynowaa | WS | X X X