sobota, 19 marca 2016

Relacja "Człowiek-Bóg"



            Temat religii to temat bardzo kontrowersyjny. Wierzący stoją zawsze po stronie istnienia Boga, a niewierzący oczywiście próbują dowieść, że byt nadprzyrodzony nie istnieje. Jednak czy to ma sens? Wiara i niewiara, mimo, że wydają się być zgoła odmienne mają jedną, lecz ważną wspólną cechę – nie można być w 100% pewnym swojej racji, a mimo to żadna ze stron nie dopuści do siebie racji drugiej strony.
            Obie strony spytają zapewne – „czemu?”.
            Odpowiedź nie jest prosta. To tak jakby szukać kątów w kole. Można spytać wierzących o symboliczną część Biblii. Skoro jest księgą symboli, to czy są pewni, że Bóg nie jest jednym z nich?
            A niewierzący? Czy mogą stwierdzić skąd mają dar myślenia, czy zdolność podejmowania decyzji?
            Dlatego można to z czystym sumieniem nazwać błędnym kołem.
            A wracając do tematu. Ludzie wierzący mówią, że Bóg jest ich Panem. Jednak idąc drogą hierarchii można zadać pytanie – „Czy to koniec? To wszystko kończy się na relacji Bóg – Człowiek?”. Moim zdaniem nie. Każdy może potwierdzić, że człowiek jest obecnie władcą niemal wszystkiego na Ziemi. Ma władzę nad zwierzętami, roślinami, całą naturą nieożywioną.
            Więc czy człowiek nie jest swego rodzaju Bogiem? A może by tak dostosować pojęcia „Człowiek” i „Bóg” pod ową hierarchię. Może tak zwierzę, dajmy na to psa nazwać „Człowiekiem”, a człowieka „Bogiem”. Gdyby się temu przyjrzeć dokładnie, zachodzą tylko niewielkie zmiany.
            Gdy pies ma swojego pana i uważa go za najlepszego na świecie, łasi się do niego, nie opuszcza na krok i nie pozwala nikomu go skrzywdzić. Człowiek również, gdy ma wrażenie, że Bóg nad nim czuwa jest swego rodzaju obrońcą. Nie jest nigdy dla niego czasem straconym również cotygodniowe pójście do Kościoła, czy codzienna modlitwa.
            Kiedy pies widzi w swoim panie prześladowcę, bywa często agresywny. Zamknięty w kojcu lub stojący na łańcuchu potrafi go nienawidzić, a nawet pogryźć, kiedy ten chce się zbliżyć. Człowiek również wierząc w Boga potrafi być mu przeciwny, widzieć go jako ograniczenie dla swojego rozwoju czy wolności. Nie broni go, ani nie mówi o nim dobrze. Jeśli chodzi do Kościoła, to pod przymusem lub z innego powodu nie mającego żadnego związku ze spotkaniem z nim.
            A co jeśli pies nie ma pana? Też postępuje jak człowiek. Warczy na każdego, który może być jego panem lub patrzy na wszystkich jak na swojego wybawiciela. Może też po prostu nie zwracać uwagi na żadnego. Wybór jest jego.
            Jest też jeszcze jedna, istotna kwestia. Bóg, w rozumieniu nadprzyrodzonego bytu, jak i człowieka ma ważną cechę wspólną. Gdy człowiek(tu również pod pojęciem psa) się rodzi, to nie on wybiera swoją wiarę. Ta wiara jest mu narzucana przez miejsce, w którym mieszka lub dziedziczy ją od rodziców. Gdy rodzice wierzą w Buddę, noworodek automatycznie staje się buddystą, jeśli wierzą w nauki Kościoła, dziecko również wierzy w Trójcę, jak również jeśli rodzice nie wierzą w żadnego Boga, dziecko zazwyczaj też jest ateistą.
            Więc czy człowiek nie jest swojego rodzaju „psem” wobec Boga? Jeśli tak, to czemu jest tak, że to człowiek wybiera swoją wiarę, a nie Bóg?
Jeśli nie, to co sprawia, że zachowujemy się wobec Niego  jak pies wobec człowieka?

~x~x~x~x~x~

Jak zwykle przy przemyśleniach dodam, że są one odzwierciedleniem mojego zdania. Nie każdy się musi z nim zgadzać, a wiele osób zapewne będzie miało na ten temat własne. Gdyby ktoś miał ochotę, nie odmówię dyskusji na ten temat, o ile nie będzie to nachalne narzucanie mi swoich poglądów. 

poniedziałek, 7 marca 2016

Sama - Prolog



                Podeszła do bloku, w którym mieszkała jej przyjaciółka, po czym wyjęła telefon. Przed jej wspólne zdjęcie z Jessicą wybijał się zegar pokazujący kilka minut przed dwudziestą. Schowała go ze spokojem i lekką ulgą, że jej opinia punktualnej nie zostanie w żaden sposób naruszona. Nacisnęła na przycisk pokazujący numer mieszkania jej przyjaciółki, po czym odczekała kilka sekund. W tym momencie zapewne w mieszkaniu słychać było dźwięk dzwonienia domofonu. Minęła dłuższa chwila, lecz nie było żadnej odpowiedzi. Wcisnęła przycisk ponownie. Niestety, sytuacja się powtórzyła. Wyjęła telefon i wykręciła jej numer, chyba jedyny, który znała na pamięć. Wśród ostatnich wybieranych widniał jedynie ten kontakt. Dzwoniła do niej często. Wszystkie problemy, wszystkie uczucia, wszystkie zawody miłosne… Wszystko to było tematem ich rozmów. Pomagało im to. Gdy jedna miała problem, zawsze mogła wyżalić się przyjaciółce. W jej słuchawce usłyszała jedynie miły, aczkolwiek denerwujący ją głos, mówiący „abonent jest chwilowo niedostępny”. Zdziwiła się. Co u licha mogłoby być na tyle ważne, żeby odwołać spotkanie nie informując jej o tym.
                Stała tak kilka minut, co jakiś czas wciskając przycisk. Z każdą chwilą marzła coraz bardziej. W końcu nadszedł ratunek. Starsza kobieta, sąsiadka Jessiki właśnie wychodziła do sklepu.
- Dzień dobry. – Mary rzuciła w jej stronę. – Nie wie pani może, czy Jessica jest w mieszkaniu? Byłyśmy dziś umówione.
- A dzień dobry. – Radosna twarz skierowała się w jej stronę – Zdaje mi się, że nigdzie dziś nie wychodziła. W każdym razie wchodziła jakieś pół godziny temu. Albo wychodziła… Nie jestem do końca pewna, ale chyba wchodziła. Byłam u siebie w mieszkaniu i słyszałam jak drzwi od jej mieszkania skrzypiały. Swoją drogą niedługo będzie trzeba zbierać podpisy pod petycją, żeby w końcu je naoliwiła. – Staruszka zaśmiała się na swój starczy, uroczy sposób – A w ogóle co u ciebie słonko? Dawno się nie widziałyśmy. – Chciała ciągnąć dalej rozmowę
- Ogólnie nie narzekam. Sporo mamy ostatnio pracy… – Zaczęła się zwierzać, chcąc przejść do tego, jak były już chłopak ją zdradzał, szef osądzał o kradzież pieniędzy. Mimo to opanowała się w porę i zmieniła temat –  …zresztą chwilę już tu stoję i trochę zmarzłam. Mam ogromną prośbę. Mogłaby pani wpisać kod do drzwi. Mam klucze do jej mieszkania. Jeśli jej nie ma zapewne zaraz wróci, a ja poczekam na nią.
- No dobrze złociutka. – Uśmiechnęła się serdecznie, po czym zrobiła dwa kroki w stronę panelu, kliknęła kilka cyfr, a następnie przycisk z ikonką klucza, co w efekcie dało dosyć długi dźwięk obwieszczający, że drzwi się otworzyły.
- No dobrze, właź do środka, a ja idę po zakupy. – Staruszce nadal z twarzy nie schodził przemiły uśmiech
- Dziękuję bardzo – rzuciła w jej stronę, po czym minęła drzwi
  
~x~x~x~

No cóż, po dość długim czasie bez odzewu rozpoczynam nowe opowiadanie. Nie traktujcie tego jak kolejne, które przedstawia jedną historię. Teraz nadszedł czas na coś nowego, co być może będzie miało większy wpływ na kolejną opowieść.
Poza tym do przemyśleń prawdopodobnie dołączy kolejny post(o ile go napiszę). Nieco podchodzący pod filozofię, ale jednak.

piątek, 4 marca 2016

On




On, na niebie się pojawia
Gdy pięć, dwa i dziewięć
Pokazuje swój pierwiastek na zegarze

On, wpatrzony w niego
Nie widzę go, widzę coś więcej
Niż jedynie krąg sera wśród przerębli

On, odbicie Słońca
Nie pokazuje bieli, pokazuje błękit
Który spłonął kiedyś, a mimo to wciąż żyje
© Halucynowaa | WS | X X X