niedziela, 11 czerwca 2017

My - Rozdział I



            Był marcowy poranek. Cała przyroda zdawała się wołać „wreszcie koniec mrozu”. Eryk jednak słyszał jedynie muzykę, która docierała do jego mózgu przez słuchawki. W czasie biegu wzdłuż parku oddalała jego umysł niemal od wszystkiego, co mogłoby mu kazać choć na moment się zatrzymać. Gdy patrzył na rosnące dopiero świeże, zielone liście, w głowie grała mu melodia. Gdy spoglądał na wyglądające spod resztek śniegu pierwsze kwiaty, w głowie mu grała melodia. Kiedy rozglądał się wokół, w głowie mu grała melodia. Aż dziwne, że można być aż tak obojętnym na piękno budzącej się po zimowym śnie przyrody. Jego cała uwaga była skupiona na jednym – łączeniu kolejnych oddechów w sekwencje, które pomagały mu biec dłużej i dalej niż wczoraj. Nie chciał w ten sposób nic osiągnąć. Dawało mu to przyjemność, pokonywanie kolejnych metrów, nie myśląc o niczym.
            W pewnym momencie jednak usłyszał przebijający się przez dźwięki w słuchawkach znajomy głos. Zatrzymał się. Dopiero teraz poczuł w płucach chłodne powietrze, którego nie zdążyło rozgrzać jeszcze marcowe słońce. Ciążyło mu ono na płucach niczym wyrzuty sumienia, jednocześnie sprawiając, że każdy kolejny oddech staje się rzeczą bardziej męczącą dla organizmu. Rozejrzał się. Kilkanaście metrów od niego biegła jego stara znajoma, wręcz przyjaciółka jeszcze z czasów liceum. Lubił z nią przebywać, nie wiedzieć czemu to ją uważał za bratnią duszę.
Wyjął z uszu źródło dźwięków, gdy tylko zauważył, że Jessica biegnie w jego kierunku.
- Hej, myślałam, że cię nie dogonię. – Niemal przysiadła, próbując opanować oddech. – Dokąd tak pędzisz? - Spytała po chwili.
- Jak zwykle, przed siebie – odparł. – Znasz mnie. Nie lubię stać w miejscu. A ty? – Spytał.
- Gonię cię przez pół parku, idioto – odpowiedziała jednym tchem, nie kryjąc lekkiej irytacji w głosie. – Ile można udawać, że jest się głuchym?
- Głuchym? – Zadał pytanie retoryczne, pokazując słuchawki. – Ja po prostu lekko niedosłyszę. – Roześmiał się, udając, że powiedział coś, co mogłoby kogokolwiek rozśmieszyć.
W odpowiedzi wzrok Jessici jedynie na chwilę podniósł się na jego dłoń.
- Biegniemy, czy gadamy? – Rzucił pytanie w jej stronę, po czym odwrócił się, nie pozostawiając jej wyboru.
Biegli chwilę nie narzucając sobie zbyt szybkiego tempa.
- Skąd się tu wzięłaś? – Rozpoczął na nowo rozmowę. – Odkąd pamiętam nie biegałaś zbyt często.
- Biegam, tylko ty widocznie masz amnezję. – Odpowiedź została skwitowana śmiechem z jej strony.
Eryk jednak nie widział w tym nic śmiesznego. Odkąd pamiętał – biegał sam. Normalnie uznałby to za zwykły żart, gdyby nie ten ton głosu. Nigdy nie kłamała, gdy mówiła w ten sposób. Więc czemu teraz stwierdziła, że biegają zwykle razem? Natłok myśli był wyraźnie za duży jak na tak krótki moment. Gdy wróciła mu świadomość, stali przy jednej z bramek wejściowych do parku.
- Ja już mam dość. – Zmęczona Jessica oparła się o drzewko, które stało tuż obok. – Widzimy się koło ósmej u mnie? – Spytała
- Chętnie – odpowiedział zgodnie z prawdą, po czym pobiegli, każde w swoją stronę.
            W drodze powrotnej Eryk ciągle myślał. Zastanawiał się, czy Jessica z niego żartowała. Mówiła to z takim przekonaniem, że był skory uwierzyć, że naprawdę ma sklerozę. A jeśli to prawda? Niejeden moment w życiu był dla niego tylko zapomnianym wspomnieniem. Tak jakby ktoś żył zamiast niego…
 ---
            Do domu wpadł zdyszany. Już na wejściu zrzucił z siebie bluzę, która ciążyła mu na ramionach. Od razu pobiegł w stronę łazienki. Spojrzał w lustro, jakby chciał w nim coś zobaczyć. Widział tylko odbicie całego pomieszczenia i swoje, które patrzyło mu w oczy z przerażeniem. Oddech wciąż nie mógł się uspokoić po biegu, a powietrze krążące w płucach wypychało klatkę piersiową do przodu. Rytm serca był doskonale słyszalny. Każde uderzenie odbijało się od ścian, by po chwili zniknąć w objęciach ciszy. 
            Zamknął na chwilę oczy. Serce zaczęło powoli tracić prędkość, wraz z kolejnymi, głębokimi oddechami. Podniósł powieki. Znowu te czerwone tęczówki. To przypadek? To samo przywidzenie kilka razy pod rząd? Coś musiało być nie tak. Zwłaszcza, że odcień nie wracał do poprzedniego stanu. Mrugnął nerwowo. Nie wiedzieć czemu to przywidzenie nadal trwało! Zamknął ponownie oczy, i zaczął powoli liczyć:
 - Raz, dwa, trzy, cztery… - Każdy liczebnik na przemian oznaczał wdech i wydech. – Pięć – powiedział niby z ulgą, niby z powagą i delikatnie uniósł barierę dzielącą jego wzrok od widoku świata.
 - KURWA!!! – Wrzasnął, jednocześnie uderzając pięścią w lustro, nerwowo odwracając się w przeciwną stronę.
Im bardziej wpatrywał się w pustą przestrzeń między nim a ścianą, tym bardziej przerażało go własne „ja”. Tętno ponownie osiągnęło wręcz bolesną szybkość.
 - Wdech, wydech, wdech, wydech… - Powtarzał w myślach, próbując je uspokoić.
Nie było to proste. Boląca głowy i niebezpieczne bicie serca zagłuszało całkowicie ból pociętej przez szkło ręki. Krew kapała na podłogę, Ciemne krople opadały jedna za drugą, tworząc pod nogami Eryka kałużę. Spojrzał w dół. Pierwszy raz patrząc na krew nie czuł obrzydzenia. Niczym żołnierz, który strzelając do wroga czuje tylko odrzut broni, nie mając w sobie wyrzutów sumienia za ten czyn. Rozejrzał się jeszcze raz, po czym odwrócił głowę. Lustro było całe. Nie widział w nim siebie. Zamiast niego stała postać, którą widział wcześniej. Czarne ślepia jarzyły nienawiścią, a upiorna postura wyrzucała z siebie ciemność, która otulała go niczym całun. Podniósł skaleczoną rękę, po czym zaśmiał się sam do siebie. Podniósł z ziemi kawałek szkła i przejechał wzdłuż rany. Szyderczy śmiech zmieszany z cierpieniem wypełnił całą łazienkę. Poczuł, że jest panem świata, lecz tylko na chwilę.
Gdy zamknął oczy zaczął czuć okropne pieczenie, które promieniowało na całą rękę. Rana piekła niemiłosiernie. Chciał podnieść powieki, jednak ból sprawiał, że niemal skleiły się ze sobą, nie pozwalając światłu dotrzeć do mózgu. Po omacku wodził rękoma, szukając czegoś, czego mógł się złapać, by nie upaść na odłamki. Zmysł dotyku odmówił posłuszeństwa. Nie potrafił określić, czy to, czego się złapał było zimne, czy ciepłe. Wiedział tylko, że przez ten dotyk ręka coraz bardziej go piekła. Osunął się na ziemię…
© Halucynowaa | WS | X X X