piątek, 8 września 2017

My - Rodział IX, Adnotatnik II

Na lustrze pojawiło się pęknięcie. Tak jakby ktoś postanowił porysować je gwoździem, jednak nie miał tej odrobiny delikatności i przebił je na wylot.
Pęknięcie zaczęło się rozszerzać. Powoli, centymetr po centymetrze, rozgałęziając się niemal po całej jego powierzchni. Całe odbicie wydawało się drgać. Wszystko, co było wewnątrz lustra, cały obraz tam przedstawiony znikał. Rozpływał się niczym dym, każdy kolor i każda barwa według własnego schematu. W końcu w środku została pustka, zupełna ciemność. Wszelkie kolory, każda smuga dymu dawała wrażenie, że wydostaje się przez szczeliny.
W pewnym momencie lustro pękło. Miliony, a nawet miliardy niewielkich krysztalików rozsypały się po ziemi. Eryk podbiegł do nich. Niczym dziecko, jakie teraz przypominał zaczął zbierać każdy kawałek z osobna. Sam dziwił się sobie i swojemu zachowaniu. Zdawało się, że właśnie tego chciał. Chciał, żeby lustro pękło. A teraz? Klęczał nad tym wszystkim i próbował poskładać znowu do kupy.
 - Mały, głupi Eryś. – Usłyszał za sobą głos Malizetha.
 - Przecież nie żyjesz! – krzyknął, zrywając się na równe nogi.
Odwrócił się. Wśród ciemności widział kilka postaci. Były to te same, które cały czas były w miejscu jego odbicia. Zdawały się niby stykać, a jednocześnie stać w oddali od siebie. Tuż przed jego nosem, wisiała niemal bezwładnie ręka, a raczej coś, co miało ją przypominać. Bez palców, pokryta skórą przypominającą łuski węża.
Za postacią, która była właścicielem ręki wydawał się biec Eryk. Niemal zastygł zdając się być poza czasem, choć nadal w tym samym wymiarze, gdy oślizgłe łuski dotknęły twarzy Eryka.
Nastała cisza, którą przerywały dziwne huki, niby grzmoty, które zapowiadałyby burzę. Potem było słychać deszcz. Żaden inny dźwięk nie dostawał się do uszu Eryka, by szum kropli mógł swobodnie grać swoją melodię.
Jej monotonia sprawiała, że może oszaleć od tej muzyki, o ile wcześniej uszy nie odmówią posłuszeństwa i nie oszaleje. Całe jego ciało. Cała jego świadomość, każdy z jego zmysłów odbierał teraz tyle bodźców, o wiele więcej, niż był w stanie dostrzec, oddzielić od siebie. Było ich o wiele więcej, niż było mu dane. Czuł, jak każdy z nich jednocześnie rozrywa go na strzępy.

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Skomentuj, jeśli chcesz coś napisać. To nie gryzie

© Halucynowaa | WS | X X X