- Eryk, podejdź. – Z głębi lustra zawołał do
niego głos delikatny jak wiatr. – Nie bój się.
W
tym momencie czas przestał istnieć. Stróż stał w miejscu, niczym trafiony
klątwą bazyliszka. Jedyną ruchomą postacią poza Erykiem teraz była jedynie
ciemna postać w głębi lustra. Zrobił krok ku niej. To nie on znalazł się bliżej
lustra. To ono wydawało się podchodzić do niego, tak jakby był centrum
wszystkiego wokół. Ostrożnie wystawił rękę, chcąc dotknąć tafli lustra. Nie
było go. Zrobił kolejny krok. Był na tyle blisko, że swobodnie mógł wejść do
środka. Mógł być wewnątrz tego, co przedstawia. Jeden, niepewny krok sprawił,
że móc przerodziło się w być.
Wnętrze było dość odmienne od tego,
co było widać z zewnątrz. Jakieś pokoje. Niby jaskinia z grotami, które same w
sobie tworzyły rozległe sale. Wszedł w głąb jednej z nich. Ilość ciał
rozwieszonych na ścianach była co najmniej przerażająca. Tak jakby seryjny
zabójca z zaburzeniami osobowości chciał stworzyć odzwierciedlenie Kaplicy
Sykstyńskiej. Niektóre nie były jeszcze martwe. Od ścian odbijało się echo ich
mrożących w żyłach krew krzyków.
Z każdym kolejnym krokiem mógł
dostrzec ich coraz więcej. Wiele z nich rozpoznawał. Każda z tych osób w jego
mniemaniu zasłużyła na ten los. Żadnej z nich nie współczuł. Zresztą, i tak
pewnie to tylko działo się wewnątrz jego umysłu.
Mijając kolejną salę widział wiele
luster, bardzo podobnych do tych, po którego przekroczeniu znalazł się tu.
Wewnątrz nich, niczym w szklanym więzieniu były uwięzione kolejne osoby.
Zdawały się nie dostrzegać, że ktoś na nie może patrzeć. Jedni siedzieli, inni
tańczyli. Niemal każdy robił to, co robiłby gdyby był w tym miejscu sam. Jakby
Eryk i inni więźniowie nie istnieli.
Rozglądał się wokół. Nie znał tych
osób. Nie kojarzył ich twarzy. Byli dla niego zupełnie obcy. Nagle dotknęło go
przyjemne muśnięcie przeciągające się po całym jego policzku. Do pomieszczenia
weszła czarna postać z lustra. Mimo, że zdawała się unosić nad ziemią można
było usłyszeć każdy jej krok i dostrzec kruczoczarne płomienie palące się w
miejscach, gdzie owe kroki były zapewne postawione.
- Jestem. – Lewe ucho przekazało mu wyraz
wyłapany z szumu wiatru.
- Malizeth. – Tym razem głos dotarł do Eryka z
drugiej strony.
Gniew. To miało nim kierować. To
miało dawać mu siłę. Jednak nie mógł teraz jej dostać. Eryk był zbyt spokojny w
tym momencie. Jedynie spojrzał na niego, bez strachu, bez jakiegoś przekonania.
Żaden z nich nie wydawał się mieć chęci, żeby zacząć rozmowę. W końcu jednak
Malizeth lekko skinął ręką. Oba wejścia do pomieszczenia zagrodził nagle czarny
płomień – identyczny jak ten powstały z jego kroków. Jeśli miały powstrzymać
Eryka przed ucieczką, to były jedynie niepotrzebną sztuczką. Nie miał zamiaru
stąd wyjść, póki nie dowie się, o co w tym chodzi. W końcu spytał:
- Coś zamierzasz powiedzieć?
W
jego głosie nie było strachu. Powiedział to tak, jakby znał swoją wyższość nad
tym czymś, czym był Malizeth.
- Czy muszę? To twoje królestwo, nie moje –
odpowiedział mu niemal tym samym tonem.
- Jak to… moje? – Tym razem nuta niepewności
zastroiła w głosie Eryka.
- Myślisz, że ja urządziłem to wnętrze? To ty
tu wszystko ustawiałeś. Przyznam, gustownie.
Przerażenie
– to w końcu znalazło się w spojrzeniu chłopaka, który nagle zaczął oglądać się
wokół i wracając pamięcią do poprzedniej sali. Nie bał się tego miejsca, ani
tego, że obok stoi i mówi do niego postać, która niedawno przyprawiała go o
omdlenie. Bał się tego, że jego słowa są prawdziwe.
- Przecież to piekło – rzekł.
- Piekło powiadasz? – powtórzył po nim
Malizeth. – Czy piekło tak wygląda? Kto ci takich bzdur naopowiadał? To tylko
nienawiść. A piekło o ile istnieje, to
zupełnie odbiega od tego, co sobie wyobrażasz.
- A skąd wiesz, co mogę sobie wyobrażać? – Nie
myśląc dał odpowiedź.
- Kotły, diabły, palenie. Fajnie wymyślili, co
nie? A może odrobina myślenia? Po co kurewsko złe chuj wie co miałoby karać za
to, co samo by zrobiło?
- W sensie? – Z niepewnością spytał Eryk.
- Pomyśl chwilę. Nie widzisz tego braku
logiki? Skoro coś cię namawia do złego, to po co cię potem ma za to... no nie
wiem… palić na stosie? Jak na moje to wszystko wygląda tak. – To mówiąc
przeciągnął ręką przed sobą, a wszystko wokół niczym pokaz slajdów zmieniło się
w piękną łąkę, pełną ludzi palących jointy, delektujących się alkoholem, albo
wieszających się co chwila lub podrzynających sobie nawzajem gardła.
- Widzisz? – spytał go. – Każdy tu robi to, co
lubi robić, bez względu na to, czy to było bardziej lub mniej „złe”. Nie są tu
za karę. Są tu w nagrodę, bo wreszcie mogą robić bezkarnie to, na co mięli zawsze
ochotę.
- Mieli ochotę, czy raczej to robili? – zadał
pytanie Eryk rozglądając się.
- A czy grzeszyć znaczy robić złe rzeczy? Ile
osób ty chciałeś zabić w swoim życiu? Czekaj, niech zgadnę. Albo nie, nie znam
aż tak wielkiej liczby. Będzie tego sporo, prawda?
W
odpowiedzi Eryk tylko spojrzał na Malizetha jakby chcąc powiedzieć - „racja”.
Pomieszczenie wróciło do poprzedniej scenerii. Wśród ścian zaczął rozlegać się
warkot, zbyt znajomy uszom Eryka.
- Rabican – powiedział sam do siebie.
Na
ścianach pojawił się cień. Nie był to pies, jak wyobrażał sobie Eryk. Odbicie
na ścianie przedstawiało chłopca. Miał może z metr wysokości. Jednak jego głowa
odbiegała od kształtu ludzkiej. Było to jakby połączenie ludzkiej głowy z
uszami niczym rogi. Nieco przypominał nawet diabełka w postaci, w jakiej jest
zwykle wyobrażany. Wszedł do komnaty. Teraz można było dostrzec jego prawdziwy
wygląd. Miał ciało niewysokiego chłopca, nieco zbyt mocno zbudowanego jak na
możliwości ludzkiego ciała. Głowa była psia, pitbull z wyszczerzonymi zębami
powarkiwał to w stronę Eryka, to w Malizetha. W Eryku zbierała się powoli
złość. Próbował z nią walczyć, jednak była silniejsza od niego. Nie potrzeba
było nawet minuty, by przestał panować nad sobą. Poddał się furii, jakiej
dostarczało mu warczenie zmutowanego chłopca. Malizeth coraz bardziej ukazywał
czerwień swoich oczu. Nie trzeba było zatrzymywać na nim wzroku, by widzieć, że
coraz bardziej rośnie w siłę.
Eryk nie chciał mu jej jej dać.
Spojrzał na Rabicana. „Ktoś musi być ofiarą” – przemknęło mu przez myśl, po
czym niemal doskoczył do pupila Malizetha i kopnął go w głowę. Ten zrobił kilka
niesfornych kroków w tył, lecz uderzenie nie zdawało się mu w jakikolwiek
sposób zaszkodzić. Wyszczerzył zęby do Eryka. Zdawał się krzyczeć do Eryka, że
to ostatnie, co zrobił w życiu. Rzucił się na niego, próbując uderzyć go w
brzuch małymi, mimo to i tak nienaturalnie przerośniętymi pięściami. Udało mu
się to, lecz gdy tylko go dotknął coś jakby odrzuciło go w tył sprawiając, że
spłonął w ogniu, który miał być zamkniętymi drzwiami na wypadek ucieczki.
W tym momencie w głowie Eryka
zaczęły się intensywnie zmieniać obrazy. Przez chwilę widział jakieś światło,
po sekundzie twarz Jessici, żywą i radosną, by w końcu usłyszeć szloch, który
został nagle przerwany. Zacisnął pięści i zęby. Nie widział już wszystkiego tak
jak widział dosłownie moment wcześniej. Widział drzwi windy, a na ciele czuł czyjś
dotyk. Powoli wszedł do niej. Jakaś łysa postać…
Obraz widziany przez Eryka zaczął szaleć. Winda,
Malizeth, Łysol, Rabican. Wszystko zaczęło się pojawiać i znikać w szaleńczym
tempie. Wszelkie tło nie stało Erykowi przed oczami na tyle długo, żeby zwrócił
na nie uwagę. Jego oczy wyraźnie zmieniły barwę. Stały się wręcz niebiańsko
błękitne. Wszystko zaczęło stawać się wyraźne.
- Jestem Eryk – usłyszał głos w głowie.
- Mary. – Drugi mu odpowiedział.
To było ostatnie, co słyszał, zanim stracił świadomość
tego, co dzieje się wokół.
Obudził się. Sam nie wiedział ile czasu był poza
świadomością. W rogu głowa pittbulla, wyglądała jakby coś wyrwało je z ciała,
do którego była przytwierdzona. Malizeth leżał tuż obok. Czerwień w jego oczach
blakła. Erykowi wydawało się, że była wssysana razem z oczami do wnętrza głowy.
Ale jak… czy mógł go doprowadzić do tego stanu jedynie omdlewając?
Zrobił ostrożny krok w jego kierunku. Spojrzał na
niego. Żył. Odkręcił głowę w jego kierunku.
- Ta była najgorsza z możliwych... –
powiedział, po czym złapał Eryka za nogę. Natychmiast opadł na ziemię.
Wszystko
wokół straciło kształt…
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Skomentuj, jeśli chcesz coś napisać. To nie gryzie