- Jak to sam zrobiłem sobie te rany? Nie
miałem w ręku noża. Miałem sobie to zrobić palcem?
- Twoje myśli są potężniejsze niż myślisz. –
To mówiąc zaśmiał się lekko. – Nie jesteś tu ciałem. W tym miejscu twoje
istnienie jest równie żywe, co spalona trawa.
- Spalona trawa? O czym ty mówisz?
Anioł
w odpowiedzi poczęstował go ciszą. Ociężale zaczął podnosić dłoń kreśląc w
powietrzu palcem karykaturę litery K. Twarz Eryka zaczęły pokrywać rany,
tworzące dokładnie ten sam wzór. Nie odczuwał bólu, gdy się pojawiała. W pewnym
momencie zauważył w lustrze tą zmianę.
- Co ty robisz? – zapytał, łapiąc się w
miejscu powstałego znaku. Teraz dopiero poczuł pieczenie, które było skutkiem
kolejnego cięcia na jego ciele.
- Próbuję pokazać ci, że rany nie bolą. Boli
pamięć o nich. Nie wiedząc o nich nie czujesz skutków, które się za nimi
ciągną.
- A kim są oni? – Nurtujące Eryka pytanie
zostało w końcu zadane.
- Już mówiłem. To My. Czujemy z tobą, widzimy
z tobą i słyszymy to, co ty. To, co widziałeś niedawno było ukazaniem tego, jak
widzi każda z naszych osobowości.
- Ukazaniem? Przecież powiedziałeś, że czują i
widzą to, co ja.
- Nie. Widzimy z tobą. To ogromna różnica. Ty
widzisz zwykłą rozmowę. A my… My widzimy to, czego nie zauważasz, a co jest
prawdziwsze niż fikcja, którą dostrzegasz.
- Fikcję? Fikcją nazywasz to, czego mogę
dotknąć?
- Tak. Nie możesz czuć tego, co czuje druga
osoba. Tym bardziej nie czujesz ciągłej walki między nami. To dlatego żadna nie
pozwala innej na przemówienie do ciebie bezpośrednio.
- A jeśli widziałem jedną z nich? Jeśli czułem
jej obecność, jakby stała obok mnie. Jeśli czułem jej ciężkie łapska na moim
karku?
- Wiem, że miałeś wątpliwą przyjemność
poznania Malizetha. Dlatego tu jesteś.
- Malizetha? – powtórzył po nim. – Mówisz o
nim? – wskazał na postać w zwierciadle.
- Tak. – odpowiedział, nawet nie spoglądając.
– To jest Malizeth. Twoja nienawiść, niszczenie siebie i wszystko, co
najgorsze. Nie może zginąć. Żywi się tobą. Twój gniew napędza go jeszcze
bardziej. Wierz lub nie, on jedyny może sprawić, że umrzesz. I to w każdym z
możliwych tego słowa znaczeniu. Razem z Rabicanem są niczym Perpetum Mobile.
- Czym, do cholery jest Rabican! – przerwał
mu. – Czy możesz mówić jaśniej?
- Nie słyszałeś nigdy w swoim umyśle
warczenia, które sprawiało, że coraz to bardziej rodziła się w tobie furia? To
właśnie jest Rabican, pupil Malizetha. Nie wiem skąd go wytrzasnął, ale urodził
się w tobie niemal natychmiast po Malizethu.
- Jak to „urodził”. Nie rozumiem.
- Rodzimy się w odpowiedzi na twoje potrzeby.
Malizeth jest z tobą od czasu, gdy pierwszy raz poczułeś gniew. To on jest jego
stwórcą.
- A ty? Co sprawiło, że się urodziłeś? –
spytał z pewną nieśmiałością w głosie.
- Ja żyję w tobie od zawsze. Byłem obecny
jeszcze w czasie, gdy twoja świadomość tego, co się wokół dzieje praktycznie
nie istniała. Jestem ci bardziej potrzebny niż cała reszta razem wzięta.
- Ale czemu akurat ty? Nawet się nie
domyślałem, że istnieje we mnie coś takiego, jak ty i to całe przeklęte
miejsce.
- A powietrze? Gdyby ci nikt nie powiedział o
nim byś nawet nie wiedział, że oddychasz. Tak samo jest ze mną. Gdybym nie
trzymał wszystkich w garści nic byś nie zrobił.
- A może zrobiłem coś więcej? Hę? Całe życie
tylko… - zaczął, jednak Stróż przerwał mu w pół zdania.
- …nauka, znajomi, muzyka. To więcej niż
większość ludzi może sobie wyobrazić. Zrobić coś z pasji dla pasji. Niewiele
osób to potrafi docenić, bo większość nawet nie wie, co to pasja.
- A… - Eryk ponownie został zmuszony do
zakończenia swojej wypowiedzi, nim ją zaczął.
- A ci, którzy to wiedzą, często tego nie
wykorzystują. Coś jeszcze? – spytał, przeciągając każdą sylabę jakby chciał
nadać pewnego tragizmu do wypowiedzi.
- A skoro NAS… – Tu na chwilę przerwał. – …nazywasz
każdego z osobna po imieniu, to jak sam na siebie mówisz?
- To nieistotne. – Z marnym skutkiem podjął
próbę oddalenia pytania.
Twarz
Eryka nie przyjęła wyrazu zrozumienia i oddania, jak przy niemal każdej jego
wypowiedzi. Jego oczy próbowały się wwiercić w oczy Stróża, by tylko znaleźć
odpowiedź.
Nastała chwila ciszy, którą
przerywało jedynie warczenie gdzieś w oddali, które milkło, bardzo powoli,
niczym oddalający się pociąg…
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Skomentuj, jeśli chcesz coś napisać. To nie gryzie