Chłód podłogi niemal zamrażał
policzek Eryka. Wnętrze jego głowy wypełniał dziwny ból, nieodczuwalny, choć
sprawiający, że umysł ciążył mu niemiłosiernie. Przed oczami widział szkarłat,
tak jakby krew spływała mu po powiekach. Zbyt prawdziwe, by mogło być udawane.
- Ona nie żyje – powiedział sam do siebie,
obciążając łokcie całym ciężarem swojego ciała.
Czuł,
jak serce z każdym uderzeniem zwalniało. Tak jakby już nie miało dla kogo bić.
Minęło kilka chwil. Wstał, nie mogąc
opanować myśli. Morze łez zdawało się czekać pod powiekami w oczekiwaniu na
odpowiedni moment, by pokazać się na mapie jego twarzy. Znowu był we wnętrzu
siebie – w Kavar. Wokół wirowała bliżej nieokreślona liczba luster. Może było
jedno, może tysiące. Jedyne, co widział to swoje odbicie w poświacie krążącego
wokół niego widma. Jego twarz zdobiła długa kreska, tak jakby nóż sprawdzał
swoje ostrze na jego skórze. Krew wypływała na powierzchnię powoli, nie
śpiesząc się nigdzie.
Dotknął palcem rany. Nie, to nie
było złudzenie. To, co widziały jego oczy było prawdziwe. Tylko jak? Czy stało
się coś więcej niż przypuszczał, gdy paskudne wizje nawiedzały jego zmysły?
Chwilę zadumy przerwał mu Stróż.
Wszedł w pierścień niczym duch przechodzący przez ścianę i stanął tuż przed
Erykiem. Wraz z nim w odbitej rzeczywistości pojawiło się kilka innych postaci.
Widział je wręcz chwilę temu. Wąż… pies… przygaszona, a jednak nadal rażąca
oczy jasność bijąca od kobiety… I ten czarny ktoś, chowający się niemal w
cieniu rzucanym przez Stróża.
- Co to ma znaczyć? – spytał ze spokojem Eryk,
kryjąc strach.
- Te rany? – Otrzymał pytanie w formie
odpowiedzi. – Je zrobiłeś sobie sam.
- Nie o to pytam. To co widziałem… - zakończył
zdanie w sposób dający wrażenie, że skończył w połowie zdanie.
- Nic innego jak to, co zrobiłeś w swoim życiu
– zaczął, po czym przerwał, dając Erykowi zebrać myśli w celu zadania kolejnego
pytania.
- Jak to „ja”? Przecież ja nigdy w życiu
nikogo nie zabiłem. I ten pokój… W nim też mnie nie było – powiedział lekko
unosząc głos.
- Nie? A co mówi zasada nie zabijaj? Czy
śmierć oznacza koniec życia? Dobrze wiesz, co to znaczy umrzeć. DOSKONALE
WIESZ, CO TO ZNACZY ZABIĆ! Zabiłeś wiele osób. Zginęli! Przez ciebie stracili
wiarę w życie. A czy można żyć, gdy się w to nie wierzy? – Każde zdanie zdawało
się być mówione spokojnie.
- Ale nigdy nie byłbym zdolny do zabicia jej!
– mówił, nieudolnie próbując nie dać znać po sobie strachu.
Po jego słowach nie zostało nawet
echo. Ze łzami w oczach patrzył w czerwone oczy Stróża. Zmieniały się. Stawały
się ciemniejsze, tak jakby znikał z nich wszelki odcień czerwieni, oddając swe
miejsce czerni. Z jego cienia niemal wyskoczyła czarna postać, kolejna, jaką
przedstawiało lustro. Anioł jednak kontynuował, nie zwracając na nic uwagi.
- Ty nie. Jednak każdy z nas widzi twoje
położenie inaczej. Zupełnie odmiennie od ciebie.
- „Nas”? Jakich NAS?!? Co to za szopka?!? –
krzyknął, cofając się do tyłu, wyciągniętymi rękoma szukając czegoś, o co
mógłby się oprzeć.. Nie potrafił już ukryć strachu.
- Nas –
powtórzył po Eryku, jednocześnie zataczając półokrąg, by wskazać odbicia. –
Twoje uczucia, myślenie, rozumowanie. Jeśli myślałeś, że całym swoim życiem
kierujesz ty, to mylisz się. Nigdy nie było ciebie. Byliśmy MY.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz
Skomentuj, jeśli chcesz coś napisać. To nie gryzie